Julian Tuwim


Biografia i wybrane aforyzmy

Nazywano go księciem poetów, debiut porównywano do debiutu Adama Mickiewicza, a dzieło jego życia „Kwiaty polskie” zestawiano z „Panem Tadeuszem”. Napisał wiele wierszy i piosenek, wśród wykonawców były największe wówczas gwiazdy: Zula Pogorzelska, Mira Zimińska, Adolf Dymsza. Zanim Marian Hemar „zapanował” nad rynkiem satyrycznym i teatrów rewiowych, to właśnie Tuwim był niekwestionowanym liderem. Wiele jego piosenek przeszło do historii: „Miłość ci wszystko wybaczy” śpiewana przez Hankę Ordonównę, „Grande Valse Brillante” w wykonaniu Ewy Demarczyk, „Wspomnienie” z muzyką Czesława Niemena. Współcześnie muzycy różnych nurtów odkrywają Tuwima na nowo.
Jego „Lokomotywa”, „Ptasie radio”, „O Grzesiu kłamczuchu i jego cioci”, „O panu Tralalińskim”, „Zosia Samosia” i inne wierszyki do dziś nie mają sobie równych w polskiej literaturze dziecięcej, „Bal w Operze” wciąż na nowo i z tą samą precyzją opisuje rzeczywistość Polski.

„Kto raz się zgodził nieść swój krzyż, tego nań wiecznie wbijać będą”. Ten werset z Ewangelii Tuwim powtarzał często i... dźwigał swój krzyż.
Julian Tuwim to genialny twórca o wszechstronnych zainteresowaniach i słaby człowiek, zagubiony w otaczającej go rzeczywistości, zwłaszcza tej po II wojnie. Gotowy zawsze nieść pomoc, a jednocześnie małostkowy i zawistny o twórczość innych.
Poeta urodził się w Łodzi we wrześniu 1894 roku w religijnie obojętnej, zasymilowanej rodzinie narodowości żydowskiej. Ojciec Izydor był buchalterem. Matka Adela z Krukowskich była córką właściciela drukarni, pochodziła z rodziny inteligenckiej. W domu mówiono wyłącznie po polsku.
Łódzkie dzieciństwo Tuwima nie było beztroskie ani radosne. Rodzina wiodła biedne życie, bo tylko na takie pozwalała urzędnicza pensja ojca. Pierwsze lata przyszłego poety to z jednej strony robotnicze, szare, zakurzone miasto, z drugiej dom, który nie był szczęśliwy. „Było to wyjątkowo niedobrane małżeństwo – pisał Tuwim po latach w liście do siostry. – Tatuś, myślę, zlikwidował swoje istotne życie dnia 22 grudnia 1893 (dzień ślubu rodziców), a Mamusia zamierzała je dopiero zacząć. [...] Niezwykle ważną rolę w tym wszystkim (tj. w smutnej i posępnej nieraz) atmosferze naszego domu przypisuję tak prozaicznej sprawie, jak brak pieniędzy – wieczny brak pieniędzy! Czy pamiętasz, jak biedny Tatuś, tak ciężko harujący, był całe życie zadłużony, bo nawet na nasze skromne potrzeby nie starczyło?”
Mając lat 18, Tuwim zakochał się w swojej przyszłej żonie, będącej jedyną miłością jego życia. Ślub Juliana ze Stefanią Marchwiówną odbył się w kwietniu 1919 roku w łódzkiej synagodze. Nie mieli dzieci. Dopiero po wojnie i po powrocie do kraju Tuwimowie adoptowali pięcioletnią dziewczynkę, Ewę, która straciła w czasie wojny oboje rodziców.
Przez całe swoje życie Tuwim uważał się za Polaka. Z Żydami bardzo długo nie czuł żadnej wspólnoty, nigdy nie uczył się hebrajskiego, nie pisał i nie mówił w tym języku. W wierszu „Żydzi” czytamy:

„Czarni, chytrzy, brodaci,
z obłąkanymi oczyma,
W których jest wieczny lęk,
w których jest wieków spuścizna.”

Nawoływał do pełniejszej asymilacji: „[...] jestem i będę przeciwnikiem umundurowanych brodaczy i ich hebrajsko-niemieckiego bigosu oraz tradycyjnego kaleczenia mowy polskiej”.
Kiedy podczas wieczoru autorskiego przeczytał wiersz „Giełdziarze”, przed napaścią oburzonych Żydów musiała go bronić policja (poszło o słowo gudłaje). Dla tradycyjnej żydowskiej społeczności był zdrajcą.
Dla antysemitów był Żydem, „gudłajskim Mickiewiczem”, przedmiotem licznych ataków. Zarzucano mu „zażydzanie” polskiej literatury: „Tuwim nie pisze po polsku, lecz tylko w polskim języku [...], a jego duch szwargoce” - pisało „Prosto z mostu” w latach 30. Jego – zwolennika całkowitej asymilacji żydów – w „Myśli Narodowej” namawiano, żeby włożył chałat i zapuścił pejsy.
Dopiero Holocaust sprawił, że Tuwim zaczął się pełniej utożsamiać ze swoim pochodzeniem. W Polsce zginęła większość najbliższych, w tym matka – zamordowana przez Niemców podczas likwidacji otwockiego getta. Tuwim miał poczucie, że ich zostawił, opuścił. W napisanym na emigracji w 1944 roku tekście „My, Żydzi polscy” usiłował wyjaśnić Żydom, dlaczego czuje się Polakiem, a Polakom – dlaczego czuje się Żydem.
Aleksander Wat wspominał, jak rok przed śmiercią zdenerwowany Tuwim krzyczał: „Tamtych endeckich ataków i gudłajskiego Mickiewicza nie zapomnę do grobowej deski”.


Test na spostrzegawczość
Odszukaj ukryte w tekście nazwy zwierząt.

Tuwim wzbudzał emocje od początku swojej twórczości.
„Zdegenerowany pan Tuwim oddziaływa na młode dusze jak najzjadliwsza trucizna” – pisała w 1918 roku prasa po publikacji „Wiosny”. Wiersz wywołał jeden z największych skandali w historii polskiej poezji, a poetę oskarżano o wyuzdanie, rozpustę, deprawowanie młodzieży, pornografię. Właśnie od tego wiersza zaczyna się sława i wielka popularność Tuwima.
Burzę wywołał rewolucyjny i pacyfistyczny wiersz „Do prostego człowieka” z frazą „Rżnij karabinem w bruk ulicy”. Tuwimowi zarzucano brak uczuć patriotycznych i namawianie do dezercji. Postępowanie przeciw Tuwimowi podjęła prokuratura, przyjaciel i protektor poety w kręgach władzy, adiutant Józefa Piłsudskiego Wieniawa-Długoszowski zauważył, że „W Sowietach dostałby za ten utwór co najmniej 10 lat Syberii”.
Kolejny skandaliczny wiersz „Bal w operze” nie miał już szans pojawić się w oficjalnym obiegu (w całości ukazał się dopiero w 1946 roku w „Szpilkach”, w wydaniu książkowym – w 1982 roku). W „Balu” Tuwim rozprawiał się z całą elitą i hipokryzją władzy – zrobił to językiem, którym dotąd nie pisano – używając wulgaryzmów.
Buntowniczą naturę Tuwima pokazuje też najsławniejszy niecenzuralny utwór pt. „Wiersz, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali”, w którym załatwił chyba wszystkie porachunki.
Od porachunków blisko do... rachunków. Dochody z kabaretu, pism, przekłady i adaptacje teatralne pozwalają Tuwimowi na posiadanie własnej limuzyny z szoferem. Z kabaretem „Qui Pro Quo” podpisuje umowę na wyłączność z gażą 4 tysiące miesięcznie. Wykwalifikowany robotnik zarabiał ok.150 zł, a urzędnik 220 zł miesięcznie.
W 1935 roku po śmierci Józefa Piłsudskiego pisał:
Pomnik trwalszy nad spiż własnym żywotem wzniósł.
Górą trudów wzbił się ponad Giewontu szczyt.
I nie skruszy go czas ani nie przeżre rdza.
5 września 1939 roku z żoną, Grydzewskim i Słonimskim taksówką opuszcza Warszawę. Przez Kazimierz, Hrubieszów, Stanisławów docierają do granicy rumuńskiej. Dociera do Paryża, gdzie zgłasza się do Wojska Polskiego – uznany za całkowicie niezdolnego do służby, uzyskuje stałą zapomogę rządu emigracyjnego. Przez Portugalię statkiem wypływa do Brazylii. Tam zaczyna pisać „Kwiaty polskie”. W maju 1941 roku ląduje w Nowym Jorku. Zachwyca się Ameryką.
Po 21 czerwca 1941 roku otoczony przez grupę polskich kryptokomunistów i zapałał nagle miłością do Kraju Rad.
Na emigracji Julian Tuwim przeżywał podwójną biedę: materialną i zawodową. Najważniejsze, że jako wieszcz bez czytelników czuł się nikim. Zręcznie w to wkroczyli sowieccy agenci: Bolesław Gebert i Oskar Lange. Organizowali Tuwimowi spotkania z czytelnikami. Stały za tym konkretne wynagrodzenia, ale co najważniejsze mógł czuć się poetą.
Obaj agenci zyskali sobie jego przyjaźń i zaufanie. Poróżnił się ze swoim wielkim przyjacielem, Janem Lechoniem. Lechoń pisał do Tuwima o jego „ślepej miłości do bolszewików, katów i morderców narodu polskiego”, zapowiadał koniec znajomości, bo „nie uda mi się dłużej oddzielać Twoich poglądów politycznych od Twojej osoby”.
Mimo ciągle powtarzanych deklaracji prosowieckich rząd londyński dopiero w marcu 1944 roku wstrzymał mu wypłaty zapomogi z Funduszu Kultury Narodowej, co wywołało potok obelg wobec „faszystów i emigracyjnych hitlerczyków”.
W kwietniu 1943 roku nastąpił ostatni już przebłysk świadomości: „Gdyby miało się okazać, że oficerów w Katyniu zamordowali Rosjanie, to wszystko, co pisałem o stosunkach polsko-rosyjskich, stanie się bełkotem idioty i poglądami ślepca”. Ostatecznie w sowiecką zbrodnię po prostu nie uwierzył.

W czerwcu 1946 roku wrócił do Polski. Przyjęty przez Bieruta na dwugodzinnej sfilmowanej audiencji otrzymał natychmiast ogromne mieszkanie, samochód z kierowcą, stałą pielęgniarkę. Wkrótce doszła jeszcze willa w Aninie, z kucharką, pokojówką i ogrodnikiem. Cały personel był opłacany przez państwo. Przyjechał i zaczął...

„Twórco ery, radziecki narodzie!
Wieki dadzą ci rangę bajeczną:
Epos – jakąś wszechludzką Bylinę,
Z Rewolucją, krasawicą wieczną,
Z wiecznie żywym herosem Stalinem”.

W 1950 roku, gdy Polska tkwiła w okowach stalinowskiego terroru, poeta przekonywał uczniów w szkołach podstawowych: „W ustroju socjalistycznym nie ma, nie będzie miejsca dla ohydnych zbrodni, gwałtów, niesprawiedliwości, krzywdy i dręczenia słabych przez silnych, ubogich przez bogatych, miłosiernych przez okrutnych”.
Czesław Miłosz przytaczał słowa Józefa Wittlina, bliskiego przyjaciela poety, który mawiał: „Tuwim jest dowodem istnienia Boga, bo niemożliwe, żeby taki głupi człowiek był tak wielkim poetą”. Wittlinowi chodziło o nadmierne zachwyty nad komunizmem i Rosją sowiecką. Tuwim wcale nie musiał składać poetyckich hołdów nowej władzy, dla której już sam powrót poety z emigracji był legitymizacją, jakiej nie mógłby zapewnić żaden inny literat. A jednak pisał – o Stalinie, Bierucie, przekładał na język poezji referaty: walczył z imperialistami (USA), rewizjonistami, łańcuchowym psem imperializmu (marszałek Tito), z emigracją i zaplutymi karłami reakcji (AK).
Różańskiemu z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, czołowemu powojennemu zbrodniarzowi, Tuwim meldował w liście:„Szanowny i drogi panie Pułkowniku, żeby ten list napisać, oderwałem się od pewnej pracy, która mnie od paru tygodni pochłania i jeszcze parę tygodni potrwa. Jest to przekład poematu Aleksandra Bezymieńskiego pt. „Feliks” – poematu o Dzierżyńskim. Nie tłumaczę tego poematu na niczyje zamówienie, nikt mnie o to starego »liberała« wiadomego przedwojennego pokroju nie prosił. Zgłosiłem się sam, a zgłosiłem się dlatego, że zacząłem tłumaczyć „Feliksa”... – w roku 1938, jak Panu dobrze wiadomo, w owym czasie w sfaszyzowanej na hitlerowskim pasku trzymanej sanacyjnej Polsce było rzeczą wykluczoną, aby płomienny pean sowieckiego poety na cześć wielkiego rewolucjonisty mógł być po polsku opublikowany [...]”.
Maria Dąbrowska, obserwując zachowanie poety na kongresie zjednoczeniowym partii komunistycznych, wyrażała zdziwienie: Wyglądał jak stary lichwiarz [...], krzyczał i klaskał, i wstawał, a oprócz tego, co chwila wyrzucał w prawo i lewo pięść. Miał wtedy już 54 lata, naiwny nie był.
„Wstrętny był w tych swoich deklaracjach.... koniecznie musiał opowiadać o swojej osobistej miłości do Związku Radzieckiego, tego na każdym kroku robić nie musiał, a robił”.
Przyjaciele poety nie mogli zrozumieć, jak w wierszu do córki mógł nakazywać jej wieczną pamięć o Leninie.
Julian Tuwim zmarł 27 grudnia 1953 roku. Pogrzeb miał z honorami, z wielką pompą, państwowy, żegnał go premier Cyrankiewicz, pośmiertnie nadano Tuwimowi Order Polonia Restituta ze Wstęgą.
Umarł w najgorszym momencie...
Niedługo zaczęła się polityczna odwilż. Twórcy, którzy mieli na koncie i sumieniu o wiele więcej niż Tuwim, którzy zbudowali swoją obecność w polskiej kulturze na opiewaniu traktorów zdobywających wiosnę, głoszący chwałę utrwalaczy władzy ludowej i funkcjonariuszy UB, zaczęli mówić o zaślepieniu, wypierając się własnych słowo i czynów. Tuwim nie zdążył. Nie mógł wytłumaczyć się ani usprawiedliwić, nie mógł już niczego odwołać, tak jak odwoływali ci, których grzechy były nieporównanie większe. Im w większości wybaczono, on nie dostał szansy wytłumaczenia się z wielu słów, które napisał w ostatnich latach życia. Choćby w marcu 1953 roku, gdy żegnał Pierwszego Obywatela Ludzkości Stalina.
„Potęga, której nikt nie złamie…”: Wielka jest nasza ziemia – a nie ma na niej, jak długa i szeroka, takiego kilometra kwadratowego przestrzeni, na którym ludzie nie opłakiwaliby śmierci ukochanego nauczyciela, swego brata, obrońcy, nauczyciela, prawodawcy sumień – Józefa Stalina.
Obok hymnów pochwalnych na cześć Lenina, Stalina i komunizmu, potrafił użyć swoich wpływów, by uratować od kary śmierci żołnierza NSZ, prawnuka brata Norwida, Jerzego Kozarzewskiego.
Po śmierci Tuwima Jan Lechoń napisał: Niech Ci lekką będzie, Julku, ta ziemia polska, którąś tak źle, tak głupio, ale naprawdę ukochał.
Podsumowaniem niech będą również słowa Lechonia: „Na nieziemskim sądzie rozważana będzie przede wszystkim klasa Tuwima jako poety”.
Ciekawostki:
– Pierwszą książkę, którą przeczytał jako kilkulatek to „Romeo i Julia” Szekspira.
– Z powodu kłopotów w nauce matematyki powtarzał klasę szóstą gimnazjum.
– Będąc jeszcze uczniem, dorabiał, udzielając korepetycji z polskiego.
– Jako młody człowiek interesował się chemią i uwielbiał przeprowadzać doświadczenia chemiczne i pirotechniczne.
– Mając 32 lata, znalazł się w spisie lektur obowiązkowych w szkołach średnich.
– Miał pasję lingwistyczną. Starał się zebrać po jednym egzemplarzu pism we wszystkich możliwych językach.
– Planował wydać wielką monografię poświęconą szczurom.
– Hodował jaszczurki i zaskrońce.
– Przez wiele lat badał zabobony związane z diabłem. Jego domowa „czarcia” biblioteka liczyła podobno ponad 1000 tomów.
– Jego pasja leksykograficzna znalazła upust w „Polskim słowniku pijackim”, gdzie m.in. tylko dla jednego słowa pijak znalazł 135 wyrazów bliskoznacznych.
– Tuwim znał kilka języków, choć za poliglotę się nie uważał. Pierwsze tłumaczenie w 1911 roku. W prasie ukazał się jego przekład wiersza „W jesiennym słońcu” Leopolda Staffa na esperanto. Jako tłumacz poświecił się gównie literaturze rosyjskiej, amerykańskiej, tłumaczył też z francuskiego i przełożył rzymskie liryki Horacego.
– Większość zdjęć pokazuje Tuwima z prawego profilu. Na tych en face można niekiedy dostrzec duże znamię na lewym policzku poety. Według biografa poety – Mariusza Urbanka, Adela Tuwimowa widziała w znamieniu syna przekleństwo losu (chciała poddać syna operacji). Jego siostra zapamiętała matkę „wdającą się w jakieś konszachty z wróżką, która miała uzdrowić Julka od diabelskiego piętna”. Skaza budziła odrazę innych dzieci – tak to przynajmniej zapamiętał Julek (chłopiec zrezygnował nawet ze spacerów z mamą, nie chcąc, by cierpiała, słysząc drwiny i obelgi).
– Napisał wiersz o swoim psie.

„Dżoncio”
Mój piesek Dżoncio – oto go macie –
To mój największy w świecie przyjaciel.
Codziennie w kącie kanapy siadam
I z moim Dżonciem gadam i gadam.
Gadam i gadam, a Dżoncio milczy,
Lecz mnie rozumie piesek najmilszy.

– Tuwim cierpiał na agorafobię (lęk przed otwartą przestrzenią), często popadał w depresję, a do tego dużo pił, co nie wpływało korzystnie na jego stan zdrowia.

Aforyzmy Juliana Tuwima


Więcej aforyzmów Juliana Tuwima


Na naszych stronach wykorzystujemy ciasteczka (cookies).    Dowiedz się więcej    OK